Zarejestruj się tutaj
znajdź
 
 
 
 
 
 
 
 
Następny
Następny
Pyszne Krówki


Skoro Bóg mieszka wszędzie, ślub wezmę w...urzędzie

Dodano: 2010-12-14

Babcia i mama toną we łzach. Ojciec nawet nie chce rozmawiać. Proboszcz grozi z ambony. Oficjalny tytuł czarnej owcy został właśnie przyznany, ciotki mają niezły temat do plotek podczas spotkań na pogrzebach, weselach i chrztach. Wszak nawet plotka musi być skropiona wodą święconą. Ty jednak nie będziesz. I to z własnego wyboru. Niewiarygodne? A jednak...

Tylko silny pstrąg płynie rzeką pod prąd
Dziś sytuacja „cywilnych” małżeństw wygląda już o wiele lepiej, niż jeszcze kilka, czy kilkanaście lat temu. Wtedy ostracyzm społeczny zżerał z każdej strony. Dzieci takich par w szkole obrywały za opuszczone lekcje religii – wszak ksiądz „z zasadami” nie chciał ochrzcić potomka bezbożnych rodziców. Dziadkowie często swojego wnuka nawet nie poznali, bowiem niejednokrotnie tracili kontakt z synem, czy córką, którym to odmówili uczestnictwa w ślubie. Przecież, cyt. wspomniane wyżej ciotki: „taki ślub, to nie ślub”, czy: „ślub cywilny sakramentem nigdy nie był i nie będzie”. 

Sytuacja nadal nie jest jednak różowa, bo mimo pewnych zmian społecznych i większego przyzwolenia, ze strony tak przyjaciół, jak i czasem rodziców, wciąż możemy czuć duży nacisk. Szczególnie zaś ze strony religijnej babci, albo - co gorsze - oddanej kościołowi teściowej. Takiego położenia trudno komukolwiek zazdrościć, bo nawet, jeśli z przyszłym małżonkiem mamy identycznie zdanie na temat ślubu, to i tak na nas spadnie wina: wskazanie winowajcy jest nieuniknione, a teściowa nie uwierzy, że wychowała syna na „bezbożnika”, pomijając już bardziej soczyste epitety. Kobieta więc często zmuszona będzie unieść brzemię „grzesznicy, która odwiodła mojego syna od Boga”.

Nie demonizujmy jednak: czasem rodzina przyjmuje decyzję swoich dzieci niespodziewanie dobrze i nie robi im problemów, skoro owe „dzieci” są dorosłe  i od kilku już ładnych lat mają prawo stanowienia o sobie. Istnieje też jednak nieco inny problem, pozornie błahy, a jednak spędzający sen z powiek niejednej pannie młodej.

It’s my party and I’ll cry if I want to...
Jakie to problemy mogą spotkać kobietę idącą do... godła (i dlaczego brzmi to mniej poważnie, niż ołtarz?), w tym pięknym dniu, kiedy to przysięgnie sobie ze swoim ukochanym miłość, wierność i wszystko, o czym marzyła od dziecka? Otóż problemy przyziemne: skoro ślub będzie cywilny, jak dodać mu blasku, jak odważyć się na białą suknię, jak być gwiazdą, podczas tych 15 minut w urzędzie?!  I dlaczego,  skoro marzyła o tym dniu od lat, musi iść na ustępstwa? Wydaje mi się to niesprawiedliwe: konkordat pozwolił robić ze ślubu swego rodzaju widowisko, uroczystość kościelna trwa przynajmniej godzinę, nie 15 minut. Słychać przy tym Ave Maria, organy. Kościół jest dostojny, ławki przyozdobione, czytanie dotyczy miłości. A wszystko to po to, by podkreślić ten dzień, nawet kwiaty w wazonach zdają się pachnieć dla młodych. Jak jest z urzędem? Można zaprosić skrzypka, można założyć białą suknię. Mówiąc szczerze: gdybym marzyła o takim ślubie od dziecka, nic by mnie nie powstrzymało przed zrealizowaniem planów. Smutna prawda jest jednak taka, że wiele kobiet, myśląc o pięknej otoczce, widzi właśnie kościół. Nie żeby ślubować Bogu, ale by mieć organistę, białe lilie, piękną suknię z welonem w komplecie. Ołtarz zdaje się tu być tylko częścią wystroju. Wyglądu urzędu raczej znacznie nie zmienimy...

Jeśli nie drzwiami, to oknem wejdę.
Kiedyś panna młoda miała dwie szanse na ślub nietuzinkowy, a urzędowy: pobyt w szpitalu, bądź w... więzieniu. W takich to bowiem okolicznościach urzędnik dojeżdżał do pary, by udzielić im ślubu. Wizja niezbyt kusząca. Czasy się jednak zmieniły i słowo „urząd” przestało być synonimem zwrotu „wróg publiczny numer jeden”. W związku z tym, mimo skostniałych zasad i przekonań starszyzny, niektórzy urzędnicy potrafią postawić interes młodej pary ponad swój. I z takim właśnie urzędnikiem miałam okazję się spotkać na ślubie przyjaciółki, ateistki nie z wyboru, a z dziada pradziada racjonalisty. Nie spała, nie jadła, stresowała się beznamiętną formą romantycznego z założenia wydarzenia. Aż nadeszło olśnienie...
W internecie przeczytała ona o możliwości „przeniesienia” urzędowego ślubu w ramy dość niezwykłe: w miejsce wymarzone i piękne... Po pierwszych telefonach zaczęła rozważać jedno z dwojga: ślub kościelny, bądź posłanie przyszłego męża do więzienia, by dodać uroczystości choć trochę nietuzinkowego wydźwięku. Urzędnicy bowiem odmawiali,  gdyż: „uzasadnione przyczyny prawne  nie wystąpiły”. Kobiety z marzeniami nie poddają się jednak łatwo. Jeśli nie mogą wejść drzwiami, to wejdą oknem, czy dziurką od klucza. Tak też stało się z koleżanką: wynajęła ona wedding planner’kę, miłą panią, która z niejednego wesela już tort jadła i która po prostu podała jej telefon do „odpowiedniego” kierownika USC. Powód koleżanka podała ten sam, urzędnik jednak był bardziej skory do luźnych interpretacji prawa. Wynajęła pałacyk, załatwiła godło, zapłaciła za dojazd urzędnika i voila: ślub marzeń, a bez kościoła w tle.
Mama i babcia były zachwycone. Ciotki? Po prostu nie dostały zaproszeń. Wszak nie był to typowy, polski ślub, z wódką i schabowym. Był za to jazz i czerwone wino. I o tym właśnie marzyła.

Autor: Anna Jabłońska
Artykuł wyróżniony w konkursie "Zostań Redaktorem portalu TerazSlub.pl"

powrót


  • 2014-05-04 15:12
    Bóg jest wszędzie - będę ślubować w urzędzie ! Piękne i prawdziwe ! :) Ja nie mogę w Kościele, bo TZ po rozwodzie co nie znaczy, że nasza miłość jest gorszej kategorii
  • 2011-02-24 18:48
    Myślę, że nieco za dużo tu dramatyzmu, w dobie katolików "wierzących niepraktykujących" ślub cywilny to nie taki dramat zwłaszcza w dużych miastach.
  • 2011-01-04 12:52
    Zupełnie przypadkiem natknełam się na ten artykuł - dla mnie bomba:) super! wiem, że konkurs już zakończony ale chciałam przekazać moje gratulacje autorce!
  • 2010-12-18 15:00
    Ela, Bóg pojawia się tylko w Kościele i tylko gdy są odpowiednio napełnione koperty, papierki w urzędzie cywilnym są z Bogiem niekompatybilne... No chyba że Bóg jest wszędzie i jest wszechmogący?:)
  • 2010-12-18 14:59
    oh Ela, Bóg pojawia się tylko w Kościele i tylko gdy są odpowiednio napełnione koperty, papierki w urzędzie cywilnym są z Bogiem niekompatybilne... No chyba że Bóg jest wszędzie i jest wszechmogący?:)
  • 2010-12-18 14:46
    Ela, Bóg pojawia się tylko w Kościele i tylko gdy są odpowiednio napełnione koperty, papierki w urzędzie cywilnym są z Bogiem niekompatybilne... No chyba że Bóg jest wszędzie i jest wszechmogący?:)
  • 2010-12-18 13:27
    ślub w urzędzie to tylko zdobycie papierka, nic więcej
  • 2010-12-18 05:15
    Czyli jedyny słuszny bóg, to bóg katolicki? Tytuł zakłada tylko, że kościół nie jest jedynym miejscem, gdzie można wziąć ślub, bo dla niektórych przysięga przed księdzem, to też nie przysięga przed Bogiem ;)
  • 2010-12-17 19:49
    Moim zdaniem ten artykuł jest bardzo słaby, gdyż ślub w urzędzie to przecież nie przysięga przed Bogiem, więc zarówno tytuł, jak i treść mają się do siebie jak piernik i wiatrak.

Dodaj komentarz

Imię

Wiadomość
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. ×